Ustalenie ceny ofertowej nieruchomości jest sporym wyzwaniem dla właścicieli, zwłaszcza tych, którzy po raz pierwszy mają do czynienia z rynkiem wtórnym. Gdy już uda się realistycznie wycenić mieszkanie czy dom, pozostaje tylko czekać na wizytę potencjalnych nabywców. I tutaj często zaczynają się schody. W przypadku tak dużych transakcji o sukcesie decydują nawet detale, o których właściciele albo zapominają, albo w ogóle nie zwracają na nie uwagi. Tymczasem nie umkną one osobom zainteresowanym zakupem.
Nie każdy jest pedantem w kwestii czystości, ale jednak pewne minimum przyzwoitości należy zachować. Zwłaszcza przyjmując gości (a za takich warto uważać potencjalnych nabywców). Jeśli w mieszkaniu panuje nieporządek, wszędzie widać kurz, to choćby klamki były ze złota a szyby z porcelany, taka nieruchomość nie zrobi na nikim dobrego wrażenia.
Mogły się pojawić zupełnie przypadkowo, ale mają tę wadę, że strasznie rzucają się w oczy. Pamiętajmy, że potencjalni nabywcy nic nie wiedzą o właścicielach i wyrobią sobie zdanie na ich temat na podstawie wyglądu nieruchomości. Jeśli uznają właścicieli za bałaganiarzy, to samo mieszkanie/dom również zostanie odebrane negatywnie.
Słaba wizytówka nie tylko właścicieli, ale też samej nieruchomości. Oglądający nigdy nie przychodzą bez zapowiedzi, dlatego można znaleźć czas, aby pozmywać naczynia i umyć blaty. Brudne garnki i talerze nie mogą się walać po zlewie i blacie! Jest to o tyle ważne, że większość kupujących mocno skupia się na wyglądzie kuchni. Zawodowi pośrednicy twierdzą wręcz, że to właśnie kuchnia i łazienka (a w przypadku domów także ogród) sprzedają nieruchomość.
Nic tak nie odstrasza potencjalnych nabywców, jak niepokojące, drażniące i zwyczajnie nieprzyjemne zapachy panujące w mieszkaniu/domu. Nikt nie zapyta wprost, co jest ich źródłem, bo byłoby to mało kulturalne. Oglądający sami dorobią sobie do tego historię, która nie będzie pozytywna i raczej nie zakończy się happy endem dla właścicieli.